W związku z artykułem Anny Bikont, jaki został opublikowany w szwedzkim dzienniku Dagens Nyheter: https://www.dn.se/kultur-noje/kulturdebatt/anna-bikont-omfattningen-av-judehatet-i-polen-ar-chockerande/, wysłaliśmy do redakcji następujący list.
Peter Wolodarski
Redaktor Naczelny
Dagens NyheterSzanowny Panie!
Na łamach Dagens Nyheter ukazał się artykuł Anny Bikont pt. Omfattningen av judehatet i Polen är chockerande, w którym autorka opisuje rzekomy wzrost fali antysemityzmu w Polsce. Artykuł ten promuje wizję, w ramach której ukryte „demony” antysemityzmu właśnie opanowują Polaków. A wszystko za sprawą złowrogiej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.
Anna Bikont nie po raz pierwszy opisuje polski antysemityzm, ale słowa autorki zamieszczone na łamach Dagens Nyheter, w których porównuje sytuację w dzisiejszej Polsce do wydarzeń z marca 1968 roku, świadczą nie tylko o złej woli, ale także o braku właściwego rozeznania sytuacji społecznej we współczesnej Polsce. Jakie autorka widzi podobieństwa? My ich nie znajdujemy. W Polsce władza jest demokratycznie wybrana, nikt nikomu nie każe wyjeżdżać.
A oto obraz rzekomego wzrostu antysemityzmu w Polsce.
W książce Gabriela Kayzera pt. „Klincz? Debata polsko – żydowska”, można przeczytać, że Ambasada Polska w Tel Awiwie wydała w 2016 r. 2665 paszportów, a w 2017 r. liczba ta wzrosła aż do 3530. Skąd tak duże zainteresowanie naszym krajem, jeśli w opinii wielu, Polska nie jest krajem bezpiecznym dla Żydów? Czy to zainteresowanie oparte jest tylko na potrzebie zmierzenia się z historią i odkrywania przodków? Czy Żydzi chcieliby przyjeżdżać do kraju, w którym nie mogą bezpiecznie się poruszać?
W Polsce Żydzi nie muszą chodzić z obstawą policyjną. Festiwale, imprezy i uroczystości żydowskie (m.in. Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie, Festiwal Warszawa Singera w Warszawie) są bezpieczne i cieszą się dużą popularnością nie tylko przybywających na nie Żydów, ale także Polaków i odwiedzających Polskę obcokrajowców. Tymczasem w wielu krajach europejskich sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej.
W Polsce nikt nie wyśmiewa religijnych zwyczajów żydowskich, są one szanowane, a niejednokrotnie uczestniczą w nich władze państwowe. Funkcjonują także muzea przybliżające kulturę i historię żydowską: Muzeum POLIN, Muzeum Auschwitz-Birkenau, a w krótce powstanie także Muzeum Getta Warszawskiego. Obecne są także kawiarnie, sklepy, centra edukacyjne, synagogi – żaden z tych budynków nie musi być codziennie czyszczony z obraźliwych haseł i graffiti.
Autorka zaś, w swoich zapędach do oskarżania Polaków użyła fałszywych argumentów. Nie jest bowiem prawdą, jakoby fale antysemityzmu w historii Polski były częścią polskiej natury i były naszą specjalnością. Elementarna znajomość historii Polski i Europy jasno wskazuje, że to Polska przez setki lat była domem dla Żydów wygnanych z wielu innych państw.
Wydając opinię na temat ustawy, która w założeniu ma ułatwiać walkę m.in. z takimi kłamstwami historycznymi, warto byłoby ją najpierw przeczytać. Tymczasem Bikont przekonuje szwedzką opinię publiczną, że nowa ustawa może odstraszyć historyków od dochodzenia do prawdy o II wojnie światowej i losie Polaków i Żydów. Szkoda, że autorka nie wspomniała, że ustawa nie obejmuje swym zasięgiem badań naukowych i działalności artystycznej.
Bikont uważa, iż problemem nie jest stosowanie fraz typu „polish death camps”, gdyż sugeruje czytelnikom, że żaden poważny wykładowca akademicki, czy polityk nie twierdzi, by obozy śmierci były kierowane przez Polaków. Jako organizacja zajmująca się monitorowaniem tej problematyki, wiemy dobrze, owo sformułowanie jest często stosowane. Co więcej, dziwi nas fakt, że mówiąc o poważnych politykach autorka „zapomniała” o Baracku Obamie, który użył określenia „polish death camp” w 2012 roku podczas wygłaszania laudacji na cześć Jana Karskiego, który w czasie II wojny światowej informował Aliantów o zbrodniach niemieckich na Polakach i Żydach, a także prosił o interwencję.
W artykule dokonana została także bardzo niebezpieczna zamiana ról. Czytelnik nagle odkrywa, że jednym z głównych elementów relacji polsko-żydowskich jest „zawrotna liczba donosów i mordów popełnionych przez Polaków w czasie wojny na Żydach”. Owszem, zdarzały się pojedyncze przypadki niewłaściwych zachowań, które należy jasno potępić. Nie mogą one jednak odzwierciedlać postawy całego narodu. Przypominamy, że w okupowanej Polsce, za jakąkolwiek pomoc Żydom, obowiązywała kara śmierci wymierzana przez Niemców nie tylko pojedynczym osobom, ale całym rodzinom, a nawet wioskom. Polacy nie są odpowiedzialni za Holokaust, a sprowadzanie relacji polsko-żydowskich do tego fragmentu historii i nadanie mu wyjątkowej rangi i skali jest nie tylko niesprawiedliwe, ale przede wszystkim głęboko fałszywe. To przejaw antypolonizmu.
Warto, aby kierowana przez Pana gazeta obiektywnie przedstawiała wydarzenia dotyczące Polski, jej historii i panujących w naszym kraju nastrojów społecznych. Rzetelność wymaga przedstawiania wszystkich aspektów, a nie odwoływania się do jednostronnej opinii.
Podejmując temat antysemityzmu w Polsce dziś i w przeszłości, należy zachować odpowiednie proporcje. Jak mówił były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss: „Tu chodzi o proporcje. II wojna światowa była czasem ruiny wszystkich ludzkich wartości. Gdy porównamy Polaków do innych narodów europejskich, wychodzą oni z tego lepiej niż reszta”.
Z wyrazami szacunku